poniedziałek, 22 października 2012

Rozdział 3

Hej :P Sorki że tak dawno nie dodawałam rozdziału, ale miałam totalny zastój weny ;( Ale ten za to jest dosyć długi, więc mam nadzieję że nie macie mi tego za złe xD Oczywiście jeżeli wgl ktoś to czyta ;) I bardzo was proszę, komentujcie, to mnie strasznie motywuje :D Mam nadzieję że ten rozdział się spodoba! Miłego czytania Xxx

______________________________________


Ze słodkiego snu wyrwało mnie głośne pukanie do drzwi.
- Niall ! Otwieraj ! Za pół godziny wyjeżdżamy ! - krzyczał tata. Spojrzałem na zegarek. 7 rano. Przetarłem zaspane oczy i rozejrzałem się po pokoju. Było jeszcze dość ciemno, ale dało się dostrzec, że w pomieszczeniu panował bałagan. Pośród porozrzucanych ubrań stała walizka. Zwlokłem się z łóżka i włożyłem na siebie pierwsze lepsze ubrania. Nie mogłem uwierzyć w to, że tak łatwo się poddałem. Jestem takim frajerem. Przekręciłem kluczyk w drzwiach. Chwyciłem torbę i przeleciałem pokój wzrokiem, zastanawiając się, czy aby na pewno wszystko wziąłem. No tak. Telefon. Leżał w kącie raczej w nie najlepszym stanie. Rozpadł się prawie doszczętnie. Nie zastanawiając się długo, wyjąłem z niego kartę sim, po czym nawet nie oglądając się za siebie, wyszedłem. W kuchni czekali już na mnie rodzice. Tata rzucił mi gniewne spojrzenie.
- Jedz śniadanie i idź do samochodu. I żeby było jasne, nie chcę żadnych akcji. Pojedziesz z nami czy tego chcesz czy nie chcesz. - powiedział ozięble. Gardło mi się zacisnęło. Wiedziałem że zbiera mi się na płacz, więc szybko odwróciłem głowę, by w razie czego, rodzice nie widzieli moich łez. Nie chciałem jeszcze bardziej ich wkurzyć. Głęboko odetchnąłem i podniosłem rękę do twarzy, by przetrzeć lekko mokre już oczy. Tata wziął moją walizkę, którą postawiłem pod ścianą i poszedł ją zapakować do auta.
- Zrobiłam Ci kanapki - powiedziała cicho mama. Było słychać, że jest jej ciężko. Wiem, że bardzo ją rozczarowałem. Podszedłem do niej i mocno ją przytuliłem.
- Przepraszam - wyszeptałem jej we włosy. - Nie chciałem żeby to tak wyszło. - Trwaliśmy jeszcze chwilę w tym uścisku
- Lepiej jedz i idź już - powiedziała odrywając się ode mnie. Spojrzałem na talerz pełen jedzenia. Szczerze mówiąc byłem bardzo głodny. W minutę pochłonąłem całą jego zawartość. Rozejrzawszy się ostatni raz po pomieszczeniu wcisnąłem na siebie białe buty i założyłem raybany, po czym szybkim krokiem ruszyłem w stronę samochodu.
- Niall, zaczekaj! - usłyszałem znajomy głos. Powoli odwróciłem głowę. - Dlaczego nie odpisywałeś na smsy? Martwiłem się ! - Mocno wtulił się we mnie.
- Co Ty tu robisz?! - dość zdziwiony oderwałem się od Harrego
- Przyszedłem się pożegnać - wpatrywałem się w niego z niedowierzaniem - Będę tęsknił... - spuścił głowę po czym wybuchnął śmiechem. Stary, dobry Hazz. Bez wątpienia zawsze mogłem na niego liczyć.
- Chodź tu debilu ! - rozłożyłem szeroko ręce - Horan Hug?
- Horan Hug! - chłopak wziął rozpęd i z całej siły wpadł w moje ramiona. Lekko się zachwiałem, a już po chwili leżałem na ziemi.
- Hazza złaź! Jesteś ciężki ! - próbowałem zepchnąć wiszącego nade mną chłopaka.
- Miłego wyjazdu życzę - wyszeptał, lekko pochylając się nad moją twarzą. Czułem jak jego gorący oddech drażni moje policzki. - Pffffff ! - wybuchł śmiechem prosto w moją twarz
- Spadaj ! - zepchnąłem go na trawę sam otrzepując się z ziemi. - Zobaczysz, na pewno będę się zajebiście bawił ! Znajdę sobie jakąś laskę i wtedy będziesz mi zazdrościł !
- Haha już to widzę jak Ty Horan wyrywasz panienki! - wybuchnął kolejną salwą śmiechu
- Idiota ! - rzuciłem się na niego i zacząłem go łaskotać
- Niall ! Chodź już ! - usłyszałem głos mamy. Obaj wstaliśmy z ziemi.
- Do zobaczenia. Dzwoń czasem... - Harry ostatni raz mnie objął, po czym posłał mi ciepły uśmiech i ruszył w przeciwną stronę.
- Do zobaczenia - wyszeptałem, choć wiedziałem że i tak mnie nie usłyszy. Odprowadzałem go wzrokiem do czasu aż zniknął mi z oczu.
 

*               *             *


Ze snu obudził mnie mocny wstrząs. Rozejrzałem się naokoło. Po samolocie przechadzały się stweardessy oznajmiając nam że lot dobiegł końca. Zaspany przetarłem oczy. Byliśmy na miejscu. W pośpiechu zapakowałem wszystkie luźne rzeczy do torby i zacząłem przeciskać się przez tłum do wyjścia. Na zewnątrz panował upał. Zupełnie inaczej niż w Londynie. Razem z rodzicami szybko przeszliśmy potrzebne kontrole, odebraliśmy walizki i wsiedliśmy do autobusu, który miał nas zawieść do hotelu. Całą drogę spędziliśmy w milczeniu. Nie miałem najmniejszego zamiaru rozmawiać z rodzicami po tym, co mi zrobili. Nie miałem na to nerwów. Nasz hotel był dość oddalony od centrum, ale mimo wszystko było widać z balkonu wieżę Eiffla. Zawsze chciałem ją ujrzeć. Ale teraz? Szczerze mówiąc nie za bardzo mnie interesowała. Przypominało mi się, że moi przyjaciele są gdzieś tam w Londynie i z pewnością dobrze się bawią. A ja muszę tu gnić i '' podziwiać widoczki ''. Gdy tylko wszedłem do mojego pokoju rzuciłem walizkę na ziemię i usiadłem zmęczony na łóżku. Był wieczór, ale na dworze było jeszcze jasno.
- Idę się przejść - rzuciłem do mamy kierując się w stronę drzwi
- Jak to przejść? Nie znasz okolicy, jeszcze się zgubisz! - oburzyła się
- Nie jestem już dzieckiem - nie czekając na odpowiedź, wyszedłem z apartamentu. Na ulicy roiło się od ludzi mówiących po francusku. Niestety nie rozumiałem ani słowa. Na co ja liczyłem? Że wyrwę jakąś francuską dupę? Nawet nie dam rady do nikogo zagadać. To będzie większa masakra niż myślałem. Szedłem przed siebie rozglądając się naokoło. Pełno sklepów, supermarketów i innych takich. Usiadłem na ławce obok jakiegoś spożywczaka i zacząłem przyglądać się ludziom przechodzącym obok mnie. Nic nadzwyczajnego. Znudzony wyciągnąłem z kieszeni starą cegłę, którą zdążyłem zabrać tacie i przełożyłem do niej moją starą kartę. Bez większego zastanowienia wybrałem numer Harrego.
- Halo?
- Harry ! - zawołałem entuzjastycznie słysząc zachrypnięty głos przyjaciela.
- Już dzwonisz? - spytał zdziwiony
- Przyjechaliśmy jakąś godzinę temu i strasznie mi się nudzi... Opowiadaj co tam u was!
- Wiesz jaka bk! Liam dzisiaj zrobił ... - Szczerze mówiąc już go nie słuchałem. Moją uwagę przykuła grupka ludzi wychodzących ze sklepu. A właściwie pewna dziewczyna. Długie brązowe włosy wydawały się lśnić w słońcu. Było z nią też trzech chłopaków . Zawzięcie o czymś rozmawiali... Oczywiście Francuzi, a jakże by inaczej. Patrzyłem tylko jak zahipnotyzowany.
- Nate zamknij się! Nie mam najmniejszego zamiaru Ci przypominać że jestem o wiele silniejszy ! - Warknął wyższy chłopak do swojego kolegi. Zaraz zaraz... Anglicy?!
- Eee, sorki Hazz, mama mnie woła muszę spadać - rozłączyłem się z przyjacielem, po czym bez większego zastanowienia podszedłem do grupki przyjaciół. - Em... Wiecie może która godzina? - wymamrotałem z krzywym uśmiechem na twarzy. Dziewczyna zrobiła wielkie oczy i spojrzała pytającym wzrokiem na resztę.
- Dochodzi 19- odpowiedział ciemny blondyn wskazując czubkiem podbródka w stronę zegaru na wieży kościelnej.
- Aa.. tak, dzięki. - odpowiedziałem lekko zmieszany, po czym spuściłem nieśmiale  brodę.
- Też jesteś z Anglii? - zaciekawił się drugi
- Z Londynu - odpowiedziałem nieco żywiej, szczęśliwy, że mają zamiar w ogóle ze mną rozmawiać. - Właśnie tu przyjechałem... Niestety- dodałem ciszej
- Czemu niestety?! - oburzył się szatyn - Paryż jest zajebisty ! - Na jego twarzy pojawił się uśmiech od ucha do ucha, po czym spojrzał znaczącym wzrokiem, na chłopaka obok. - No i tak w ogóle, to jestem Josh - powiedział wyciągając do mnie swoją chudą dłoń. Bezzwłocznie ją ścisnąłem.
- A ja Nate - rozpromienił się drugi
- Niall - na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech
- Na jak długo przyjechałeś?
- Na trzy tygodnie...
- Łuhuhu, przez tyle czasu można się nieźle zabawić - zaśmiał się szatyn
- A wy do kiedy tu zostajecie?
- Do końca wakacji. - uśmiechnął się Nate. - A właściwie tylko ja i Josh... Lena i Jeremy są stąd - skinął głową na tępo spoglądających się na mnie francuzów. To tłumaczy bynajmniej to że nie odezwali się ani słowem... No trudno.
- Dobra my spadamy - rzucił ciemny blondyn - Josh, widzimy się w domu, będziemy za jakąś godzinę. - złapał dziewczynę za rękę, po czym razem z Jeremym ruszyli w przeciwną stronę.
- Mieszkacie razem? - zdziwiłem się
- To mój brat - zmieszał się szatyn. - Ale właściwie nigdy go tak nie traktowałem. Od zawsze byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. - ruszyliśmy w bliżej nie określoną stronę, a chłopak zaczął mi opowiadać o tym, że przyjeżdżają tu co roku na wakacje, o ich rodzinnym domu w Londynie i o wielu innych rzeczach. Nie odzywałem prawie wcale. Powiedziałem tylko że mam kilku przyjaciół i to wszystko. Nigdy nie lubiłem opowiadać o sobie. To takie krępujące... Zatrzymaliśmy się pod dość dużym białym budynkiem, z ładnym, zadbanym ogródkiem. Chłopak wyciągnął z kieszeni klucze i otworzył furtkę.
- Nie wchodzisz? - spytał zdziwiony widząc że stoję i patrzę tępo w przestrzeń.
- Chyba muszę iść... Już jest ciemno - powiedziałem niepewnym tonem
- Daj spokój... Nie wejdziesz chociaż na chwilę? - uśmiechnął się zachęcająco
- No dobra na chwilę - parsknąłem śmiechem, po czym ruszyłem za chłopakiem. Gdy przekroczyłem próg domu doszedł do mnie przyjemny zapach cytryny. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Było wielkie i przestrzenne, na ścianie wisiała plazma, a po całym pokoju porozstawiane były głośniki. Zapewne był to salon.
- Uu... - skwitowałem - Widzę że do najbiedniejszych nie należysz. - W domu panowała całkowita cisza więc strzelałem że nikogo oprócz nas nie było. Chłopak podszedł do barku i sięgnął ręką po otwartą butelkę cytrynówki. No, to już wiem skąd ten zapach.
- Chcesz trochę ? - wyciągnął w moją stronę szklankę. Uśmiechnąłem się pod nosem. Parę łyków mi nie zaszkodzi. Zamoczyłem usta w słodkim trunku i poczułem zalewającą mnie falę gorąca. Cicho westchnąłem. Chłopak wybuchnął śmiechem.
 - Dobre, co? - odgarnął grzywkę z czoła, po czym podszedł do wierzy hi-fi i puścił muzykę. Podszedłem do wielkich drzwi balkonowych i rzuciłem okiem na ogród z tyłu domu.
- Macie basen?! - wykrzyknąłem entuzjastycznie. Wyszliśmy na taras. Było trochę chłodnawo, ze względu na późną porę, ale nie przeszkadzało mi to. Całe podwórko było oświetlone malutkimi lampkami wbudowanymi w ziemię. Podszedłem niepewnym krokiem w stronę wody i przykucnąłem przy brzegu, by zanurzyć rękę.
- Ciepła - odwróciłem głowę w stronę Josha, który ukląkł obok mnie, i uśmiechnął się pod nosem.
- Bo ogrzewana - parsknął. Z domu wydobywały się tylko stłumione basy dość głośnej muzyki.
Przyglądałem się niewzruszonej tafli wody. Przez chwilę zapanowała pomiędzy nami cisza. Wsłuchiwałem się tylko w nasze miarowe oddechy. Już miałem odwracać głowę, gdy nagle ktoś z całej siły popchnął mnie do przodu. Nawet nie zdążyłem podeprzeć się rękoma. Zauważyłem tylko że Josh również koziołkuje wprost do wody. Moje ciało przeszedł zimny dreszcz. Straciłem orientację w terenie, a gdy otworzyłem oczy zobaczyłem rozmazane cienie. Zachłysnąłem się. Kieszenie spodni nabrały wody, więc trudno mi było podpłynąć do góry. Odepchnąłem się stanowczo od dna, po czym wynurzyłem się  na powierzchnię. Moje uszy doznały szoku, słysząc głośną i przeszywającą uszy muzykę. O wiele ostrzejszą niż poprzednio.Oczy szczypały mnie jak cholera. Josh wdrapał się na murek i rzucił się na Nate'a który tarzał się ze śmiechu na trawie.
- Ty debilu ! - wybuchnął śmiechem na niby okładając go pięściami. Z tego co zdążyłem zauważyć Nate już wrócił. I przyprowadził ze sobą towarzystwo. Interesujące towarzystwo. Podpłynąłem do brzegu basenu i oparłem na nim łokcie przyglądając się wszystkim. Muzyka była naprawdę głośna, a w powietrzu unosiła się woń alkoholu i papierosów. Kilka dziewczyn w bikini wchodziło właśnie do wody, co jak najbardziej mi pasowało.
- Niall? -usłyszałem swoje imię wymawiane z dziwnym, słodkim akcentem. Nade mną stała Lena i chichotała. Miała na sobie jeansowe poszarpane szorty, które ukazywały jej długie, pięknie opalone nogi.
- Hej - uśmiechnąłem się najpiękniej jak potrafiłem, w pełni szczęśliwy, że wie jak mam na imię. Odgarnąłem mokre włosy z czoła, by poprawić swój wygląd.
- Śmiesznie wyglądasz - wydukała przez śmiech. Mina mi zrzedła. Wyszedłem z basenu i otrzepałem włosy ochlapując ją przy okazji.
- Uważaj, bo to zaraz Ty wylądujesz w basenie - zaśmiałem się
- Je ne comprends pas - rozłożyła ręce i odeszła śmiejąc się. No tak. Zapomniałem że jest francuską.
Odłożyłem szklankę na stół ogrodowy i stanąłem pod ścianą przyglądając się wszystkim. Żałowałem że nie ma ze mną chłopaków. Wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej...
- Choć dam Ci coś na przebranie, jesteś cały mokry... - Z zamyślenia wyrwał mnie Josh. Przeciskaliśmy się przez tłum ludzi skumulowanych w domu. Niebieskie światła raziły nas po oczach. Chłopak zaprowadził mnie po kręconych schodach na górę. Był tam długi, zupełnie pusty korytarz. Pokierowałem się za nim w stronę dębowych drzwi. Na środku pokoju stała perkusja. Chłopak podszedł do komody i wyciągnął z niej koszulkę i spodenki.
- Grasz ? - spytałem zaciekawiony podbródkiem wskazując instrument
- Tak - uśmiechnął się zawadiacko, rzucając zwinięte w kulkę ubrania w moją stronę. Sam wyciągnął sobie czyste ciuchy i zaczął się przebierać. Spojrzałem na zegarek. 22:30. Oj. Szybko się przebraliśmy, po czym wróciliśmy na dół. Nate podbiegł do nas i podał nam butelkę jakiejś wódki. Wzięliśmy parę sporych łyków, po czym rzuciliśmy się w tłum. Szalałem na całego. W końcu początek wakacji należy uczcić. Kieliszek za kieliszkiem. Tequila, Whisky, Sherry, Wermut, Grappa. Zawirowało mi w głowie, a obraz zaczął się rozmazywać. Złapałem się za skronie. W tłumie odnalazłem Nate'a.
- Gdzie jest toaleta?
- Na lewo od schodów. - pokierowałem się do niej, zamykając za sobą drzwi. Stanąłem przed lustrem. Wyglądałem fatalnie. Kosmyki włosów pozlepiane ze sobą, ciemne cienie pod oczami i wielkie rumieńce na policzkach. Głośno westchnąłem. Usłyszałem sygnał przychodzącej wiadomości. Zmęczoną dłonią sięgnąłem po telefon. Ups. 11 nieodebranych połączeń od mamy i kilka esemesów.

Od : mama

  Niall, gdzie Ty jesteś?! Wracaj natychmiast !




Od: mama

   Odbierz ten telefon !!!



Od: mama 

Jeżeli zaraz nie wrócisz, wezwę policję. Niall ! 
Odbierz ten TELEFON! 



Od: Hazza 

Gdzie Ty się szlajasz?! Twoja mama do mnie dzwoniła z podejrzeniem, że wróciłeś do nas jakimś powrotnym samolotem! Niall ! Bo zaraz dostanę zawału ! 


Em... No to z lekka przejebane. 00:12. Chyba czas zrywać się z imprezy. Wyszedłem z łazienki i zacząłem przepychać się przez tłum w celu znalezienia Josha.
- Muszę wracać... Mam przejebane. - skwitowałem.
- Odprowadzić Cię do hotelu?
- Nie, spoko, sam trafię.
- Nie trafisz. Jest ciemno. - upierał się
- Poradzę sobie.
- Dobra zamawiam Ci taksówkę. - powiedział, po czym wykręcił numer. Wyszliśmy na dwór i usiedliśmy na schodach wejściowych. Było strasznie zimno.
- Wiesz Josh, ojciec mnie zabije.
- Daj spokój, wejdziesz cicho nikt Cię nie zauważy.
- Dobra może i nie, ale i tak długo mnie nie było, mama pewnie umierała ze strachu... - Przyłożyłem rękę do czoła. Chyba miałem temperaturę. Siedzieliśmy jakieś 10 minut w ciszy to przyjazdu taksówki.
- Do zobaczenia - rzucił chłopak
- Dzięki - uśmiechnąłem się pod nosem, po czym wsiadłem do samochodu. Droga nie trwała długo. Góra 5 min. Wysiadłem zmęczony, po czym wszedłem do hotelu. Na palcach pokierowałem się w stronę naszego apartamentu. Cisza. Rodzice już spali. Najciszej jak potrafiłem przekręciłem kluczyk, po czym uchyliłem drzwi uważając, aby nie zaskrzypiały. W pokoju panowała ciemność. Dłonią wymacałem włącznik światła. Moje serce zamarło. Na kanapie siedział ojciec i wpatrywał się we mnie zabójczym wzrokiem.